niedziela, 23 grudnia 2012

[PL] W tym roku świąt nie będzie :)


[PL] Ponieważ tutaj świąt jako takich się nie obchodzi, a poza tym co to za święta z daleka od rodziny :) no ale po kolei. Obiecałam paru osobom, ze podzielę się z nimi moimi poczynaniami na obczyźnie, ze opisze moje pierwsze tygodnie w Szkocji. Fakt faktem mieliście już okazje widzieć wcześniej notkę o tym jak powoli zadomawiam się w Glasgow, ale żadnych detali. Zatem oto one :)
Przede wszystkim nie czuje się już tutaj jak na innej planecie, chociaż nie wiem na jak długo to miejsce będzie pełnić role mojego domu. Pewnie ile los da. Postanowiłam nie planować na kilka miesięcy do przodu. Nie ma to zupełnie sensu, bo co będzie to będzie.
Szkocja uważana jest za piękną, romantyczna i zielona krainę, pełną jezior i zamków, a także potworów z Loch Ness ;) Może gdybym mieszkała w Edynburgu, to zgodziłabym się chociaż z częścią tego opisu. Niemniej mieszkam godzinę od pięknego Edynburga, w Glasgow , będącym delikatnie mówiąc specyficznym miejscem, szczególnie o tej porze roku, gdzie zima to nie zima (plus pięć na termometrze i leje tak, jakby za chwilę miał być potop). Architektura jest tu prosta, industrialna, pominąwszy oczywiście ścisłe centrum. Miasto nie dla każdego, bo wyjątkowo nieprzystępne, co by nie powiedzieć brutalnie- niezbyt atrakcyjne. Osobiście miałam szczęście zamieszkać w dość ładnej, zielonej dzielnicy Barlanark, niemniej minusem jest odległość od Śródmieścia. Oznacza to, ze muszę tłuc się co najmniej pół godziny autobusem, żeby dotrzeć do centrum, aby ewentualnie coś w nim załatwić, albo dostać się do innej dzielnicy. A niestety autobusy jeżdżą tu jak chcą. Coś za coś.
O ludziach można by pisać godzinami. Różnorodność podobna jak w Londynie. Masa emigrantów zewsząd. Chi nczycy, Hindusi, Pakistańczycy i cały wachlarz ludzi z europy wschodniej. Rodowici Szkoci wyróżniają się ponad resztę tym, ze jak zaczynają nawijać, to nie idzie ich zrozumieć. Tym bardziej jak zaciągają "glaswegianskim" akcentem (jakby ktoś nie wiedział- jeden z najtrudniejszych do zrozumienia dialektów, z którym problem maja nawet Anglicy z południa). Ja zaczęłam cokolwiek rozumieć po jakichś 2 tygodniach od przyjazdu tutaj. Teraz to już zależy od osoby, z którą rozmawiam (młodszy, starszy, z takiej lub innej dzielnicy- to wszystko wpływa na sposób wymowy).  Ale dogaduje się raczej.
Szkocka mentalność i obyczaje? To naróocd, który porównałabym do naszych górali. Uparci, prości, czasem wyjątkowo twardogłowi, ale i szczerzy. Dużą wagę przywiązują do relacji z innymi. Dlatego tak popularne są tu puby i siedzenie wieczorem przy piwie lub butelce cydru (który stał się nawiasem moim ukochanym trunkiem alkoholowym :).
Obyczaje i święta mają oczywiście kompletnie inne niż Polacy. Jak wspomniałam na samym początku- święta tutaj to raczej abstrakcja. Są choinki, są ozdoby świąteczne, ale to taka wydmuszka IMO, zeby tylko dać sobie prezenty 25go (tzw. Boxing Day). Później mamy Nowy Rok, a tutaj Hogsmanay, obchodzony fajerwerkami. I to wielkimi, bo Szkoci kochają sztuczne ognie. Codziennie od 5go listopada czyli "Dnia Prochowego Spisku" (Gunpowder plot) do Hogsmanay, słyszy się jakieś wybuchy i trzaski. Ponadto dni wolne mamy tu w Wielkankoc, 6go maja- Early May Bank Holiday, 3go czerwca- Spring Bank Holiday, 26go sierpnia- Summer Bank Holiday. I to by było na tyle. Nie za wiele, ale trzeba sie cieszyć tym co jest.
Praca albo jest, albo jej nie ma. Kto szuka, to znajdzie, ale ciężko o coś na stałe. Ja, póki co, pracuje to tu, to tam, aby tylko się utrzymać. Czasem zdarza mi sie robic czekolady, czasem przelewać whisky, a kiedy indziej produkować świeczki :) Naprawdę, nie żartuje! Taki ze mnie "jack of all trades". Ale przynajmniej jak sie cos robi, to i zarobki są przyzwoite.
Zastanawiam sie o czym jeszcze mogłabym napisać. Ale może starczy już na dziś? :)
Pozdrawiam! I mimo iż u mnie biednie ze świętami, to mam nadzieje, ze wasze będą na wypasie!


PS. Wrzucam poniżej kilka skromnych zdjęć z mojej okolicy i ze śródmieścia.

 Moje bezpośrednie sąsiedztwo.
 Cmentarz, który mam dosłownie pod oknami ;)

 A tu już centrum. 
Patrzcie co my tu mamy!
 Gorge Square czyli rynek.
 Bucchanan Street.
 

2 komentarze:

  1. Dzięki bardzo, że podzieliłaś się wrażeniami! Miło wiedzieć, że nie porwali Cię tam kosmici i wciąż jesteś dobrej myśli :) Mam nadzieję, że będzie Ci się tam wiodło i będziesz częściej pisać co ciekawego się w okolicy dzieje :D

    OdpowiedzUsuń